O zagadkowym akcentowaniu oraz o covidzie, który należy zdegradować

Nic nie cieszy starego korektora tak, jak dyskusje na temat zawiłości języka polskiego. Przy czym stawiam w tym zdaniu akcent na słowie TAK, a nie na NIC. Proszę zwrócić uwagę, jak takie zaakcentowanie zmienia sens całego zdania! Gdybym położył akcent na NIC, znaczyłoby to, że zawiłości języka polskiego cieszą mnie bardziej niż cokolwiek innego. Tymczasem to nie jest prawda, cieszy mnie bowiem w życiu znacznie więcej rzeczy, niektóre nawet bardziej niż wspomniane dyskusje. Taki niuans, a jednak pisząc precyzyjnie, należy na niego zwracać uwagę, by czytelnik nie musiał się zatrzymywać i łamać głowę zagadką „co autor miał na myśli”. Zwłaszcza pisarze, autorzy powieści i form pomniejszych powinni sobie ten aspekt wziąć do serca.

Do powyższej uwagi skłoniło mnie proste zdanie napotkane w niedawno przeczytanej powieści znanego opolskiego autora. Brzmiało ono: – Może pani pomóc? Zauważają Państwo to ciekawe zjawisko? Jeśli akcent spocznie na MOŻE, będzie to pytanie o to, czy owa pani chce i jest w stanie pomóc. Jeśli zaakcentujemy POMÓC, otrzymamy zupełnie inne pytanie! Mianowicie o to, czy pani potrzebuje pomocy i czy zechce ją od nas ewentualnie przyjąć. W sumie dość zabawna ciekawostka, ale pisarz (a także redaktor i korektor!) powinien unikać tego rodzaju nieporozumień. W książce autor miał na myśli ten pierwszy wariant, ale na to nie dało się wpaść od razu, trzeba się było dłuższą chwilę zastanowić i wydedukować. A przecież wymyślanie zagadek nie było celem pisarza, tu zagadkowa miała być przede wszystkim fabuła opowieści.

Sytuacja podobna, ale chodzi tu nie tylko o rozłożenie akcentów. Zdanie z publikacji dokumentalnej: To nie dotyczy tylko cenzora. Jak to zrozumieć? Można co najmniej dwojako: 1) To dotyczy cenzora, ale także innych osób. 2) Dotyczy jakichś ludzi, ale nie cenzora! I kombinuj tu, czytelniku, co autor chciał przez to powiedzieć. A sprawa nie była błaha – chodziło o mocne oskarżenie, ale kogo? Cenzora i innych czy właśnie ich wszystkich z wyjątkiem cenzora? Nie znalazłem odpowiedzi. Posypały się kolejne zdania i akapity, a sprawa cenzora i spółki pozostała nierozstrzygnięta. Tymczasem wystarczyło przestawić wyrazy: 1) To dotyczy nie tylko cenzora. 2) Tylko cenzora to nie dotyczy. I sprawa byłaby jednoznaczna. Prosty zabieg, a jaki skuteczny!

I drugi temat tego odcinka, zupełnie inny, za to jakże aktualny, bo dotyczący panującej na całym świecie (albo i nie, zdania są podzielone) pandemii. Jak tę zarazę zapisywać: Covid-19, COVID-19 czy może covid-19? Pierwotnie wszyscy pisali COVID, jako że jest to wprowadzona w lutym 2020 roku przez WHO nazwa własna, będąca skrótowcem od ang. coronavirus + disease.

„Czy COVID to ZSRR, PCK albo inna NIK, by pisać to wielkimi literami?” – zapytał niedawno pewien fejsbukowicz grupę korektorów i redaktorów, słusznie sugerując, że należałoby tę pisownię zmienić. Na co otrzymał znakomitą odpowiedź jednego z grupowiczów: „Wystarczy w zupełności covid (zresztą ta wersja powoli zaczyna pojawiać się w tekstach). Te »krzyczące« wielkie litery są już całkiem zbędne. Za dużo wrzasku w tekstach ostatnio bywa, bezsensownego wrzasku też”.

„A co do skrótowca… Pafawag, Rafako i Polfa nie pisze się wielkimi, czy dla covidu WHO wprowadziła wyjątek w polskiej ortografii?” – dorzucił kolejny uczestnik dyskusji. Słusznie dorzucił! Ja bym dodał do tego zestawu inny świetny przykład: wyraz laser, który też kiedyś był akronimem, czyli właśnie skrótowcem, od ang. Light Amplification by Stimulated Emission of Radiation. Nasuwa się zatem rozsądny wniosek: hasło pisane wersalikiem po pewnym czasie, gdy się „uleży”, zaczynamy traktować jak pojęcie oswojone i zapisywać małymi literami. Ten nieszczęsny COVID (niektórzy piszą Covid, uważając, że to nazwa własna) już nam chyba wystarczająco spowszedniał, żeby zacząć o nim pisać zwyczajnie, bez zbędnego patosu – covid. Zupełnie tak samo jak grypa, angina, świerzb, biegunka czy każda inna przypadłość. Tak trzeba. Jeśli się czegoś nie da zniszczyć, trzeba to oswoić.