Izolacja w związku z zagrożeniem koronawirusem sprawiła, że czas, który najchętniej spędzilibyśmy na odkrywaniu nowych miejsc, przeznaczyliśmy na porządkowanie wspomnień z tych już odkrytych. W tym o wyprawie, którą nazwaliśmy „W poszukaniu odpowiedzi”.
Aż dziw, że do tej pory nie podzieliliśmy się z Wami tą opowieścią, skoro przedmiotem poszukiwań były źródła Polski i polszczyzny. Skłoniły nas do nich w 2018 roku zapowiedzi hucznych obchodów odzyskania przez nasz kraj niepodległości. Trochę przewrotnie zaczęliśmy się zastanawiać nad tym, kiedy i od czego zaczęła się ta nasza wspólna historia. I jak to się stało, że choć domyślamy się często, co mówią do nas Rosjanie czy Czesi, bo w naszych językach jest wiele podobnych słów i konstrukcji, więcej nas jednak od nich językowo różni.
A przecież w języku polskim są także słowa podobne do wyrazów o tym samym znaczeniu w językach zachodniej Europy: niemieckim, włoskim, francuskim, angielskim. Weźmy choćby noc (ang. night, niem. Nacht, franc. nuit, szw. natt, łac. nox, lit. naktis) albo matkę (odpowiednio: mother, Mutter, mère, mor, mater, motina).
Pierwsze wyjaśnienie, jakie większości z nas przychodzi do głowy, to wpływy łaciny – języka Kościoła, nauki i dyplomacji. Ale badacze znaleźli starsze źródło tych podobieństw. To język praindoeuropejski, którym mówiły ludy zamieszkujące obszar między Europą Środkową a Azją Centralną w V i IV tysiącleciu p.n.e. Najprawdopodobniej, bo inna hipoteza mówi o języku protoindoeuropejskim, który miał pochodzić z Anatolii (obecnie Turcja)…
Okazuje się, że badania lingwistyczne i genetyczne mające wyjaśnić tę sprawę wciąż trwają – poczytać o nich można choćby tutaj.
W każdym razie z tego prajęzyka wywodzi się język indoeuropejski, z którego z kolei wyrosły pragrecki, praitalski, pragermański, prabałtycki. Ten ostatni był źródłem prasłowiańskiego, z którego wydzieliły się w czasach wielkiej ekspansji plemion słowiańskich w pierwszej połowie pierwszego tysiąclecia n.e. języki południowo-, wschodnio- i zachodniosłowiańskie.
Trzecią z wymienionych rodzin tworzyły: polski, czeski, słowacki, łużycki, kaszubski, a także wymarły przed wiekami połabski. Niektórzy wymieniają w tej rodzinie także języki pomorski i słowiński, ale dyskusje nad tym, czy były to odrębne języki, czy tylko dialekty, nadal trwają.
Język polski wywodzi się z mowy Polan. Czyli z jednego z dialektów lechickich – plemion zamieszkujących tereny Wielkopolski, Śląska, Małopolski, Mazowsza (byli to Bobrzanie, Dziadoszanie, Lędzianie, Opolanie, Ślężanie, Wiślanie i wspomniani Polanie).
O tym, że z dialektów lechickich przetrwał i rozwinął się ten używany przez Polan, zdecydowała polityka. To ona prowadzi nas na Ostrów Lednicki, a także do Gniezna, Giecza i Poznania. I do kolejnej zagadki dotyczącej odległej przeszłości.
Wiadomo, że zaczątkiem państwa polskiego było władztwo ustanowione w Wielkopolsce, a potem w kolejnych regionach przez Mieszka I. Aby je umocnić i zabezpieczyć, książę Polan poślubił czeską księżniczkę Dobrawę. A ta namówiła go na przyjęcie chrześcijaństwa, co nastąpiło w 966 roku. I wraz z późniejszą wizytą niemieckiego cesarza Ottona III w Gnieźnie
(w 1000 roku) i koronacją Bolesława Chrobrego (1025) zapoczątkowało powstanie organizmu państwowego. Czy Mieszko zdecydował się na chrzest, by umocnić swą pozycję wobec sąsiadów? Czy specjalnie przyjął go z rąk czeskiego kapłana, by zaznaczyć swą niezależność od Niemiec? Ta teoria, niegdyś powszechna, dziś traci na znaczeniu, bo nie ma niczego, co by ją potwierdzało. Nie ma również źródeł wskazujących, gdzie doszło do chrztu. Mógł on mieć miejsce w Gnieźnie, Gieczu, Poznaniu – grodzie założonym i obsadzonym przez księcia – albo na Ostrowie Lednickim. O tym, co przemawia za, a co przeciw poszczególnym lokalizacjom, więcej znajdziecie tutaj.
Tę ostatnią lokalizację wskazywano przez długi czas jako właściwą za sprawą znalezisk archeologicznych. Poszukiwania podjęto ze względu na widoczne, a niszczejące pozostałości oraz przekonanie, że było to dla Polski ważne miejsce. Pisał wszak o nim Jan Długosz jako o lokalizacji pierwszej gnieźnieńskiej (i zarazem polskiej) katedry. Pierwsze prace archeologiczne rozpoczęto na wyspie w połowie XIX wieku. Kolejne w latach 1932–1935, a następne jeszcze przed zakończeniem II wojny światowej. Badania trwają w tym rejonie do dziś. W rezultacie prac odsłonięto m.in. wielkie cmentarzysko, pozostałości kaplicy pałacowej z basenami chrzcielnymi, resztki krypty, grodu, wału i podgrodzia. Znaleziono też mnóstwo artefaktów – wyrobów ceramicznych, broni, ozdób, kilka łodzi… Pochodzą one głównie z X i XI wieku; w 1038 zabudowa wyspy została zniszczona w wyniku najazdu czeskiego księcia Brzetysława.
Większość znalezisk można zobaczyć, zwiedzając Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy. Ich wielość i wiek robią wrażenie. Przede wszystkim jednak warto popłynąć na wyspę. Co pół godziny wyrusza ku niej prom, poruszający się wolno najkrótszą drogą; przejażdżka promem trwa kilka minut. Na miejscu zwiedzający może zobaczyć kilka stanowisk archeologicznych, w tym jedno kluczowe: z pozostałościami książęcego pałacu i kaplicy oraz widoczną misą chrzcielną. Ogląda się je w ciszy, bo wyspa znajduje się w oddaleniu od uczęszczanych szlaków komunikacyjnych.
Potem warto przespacerować się wzdłuż brzegu i zobaczyć to, co zostało z kościoła grodowego, z przyczółka mostu, który za czasów Mieszka I łączył Ostrów ze stałym lądem, z wału obronnego i umocnień brzegu (mapka i opis stałej wystawy na wyspie). To nie będzie długi spacer, ale warto się na niego zdecydować. Także po to, by posmakować urody jeziora Lednica. Ale i po to, by przez chwilę pomyśleć… nie, nie nad rozwiązaniem zagadki, gdzie doszło do chrztu księcia Polan. To zostawmy badaczom.
My zastanawialiśmy się, w jakim języku mówił i myślał Mieszko I, pierwszy znany Polak. Do dziś przetrwało z niego jedynie nieco nazw geograficznych i imion, odnotowanych przez obcych kronikarzy – niekoniecznie w ich prawdziwym brzmieniu. Dopiero w 1270 roku zapisano (w Księdze Henrykowskiej – kronice klasztoru cystersów w Henrykowie koło Wrocławia) pierwsze zdanie po polsku: „Day ut ia pobrusa a ti poziwai” (Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj).
Jak niezwykłe okazały się losy tego języka, w którym mówili i tworzyli potem m.in. Jan Kochanowski, Adam Mickiewicz, Stanisław Lem i Olga Tokarczuk…