Ekspresowe tłumaczenia: branża turystyczna i jej klienci

Wreszcie! Nadszedł pierwszy dzień sezonu turystycznego, do którego całe miasteczko przygotowywało się tak pieczołowicie. I który miał otworzyć w jego historii całkiem nowy rozdział.

Wszystko zaczęło się od prostej konstatacji: miasteczko ma wszystkie atuty, by przyciągnąć turystów. Długą, mroczną historię. Malownicze ruiny, muzeum, a nieopodal również gęste lasy, ukryte w nich jeziora i wijące się między nimi trasy piesze i rowerowe.

Dlatego mieszkańcy miasteczka uwierzyli w szanse, jakie stwarza przed nimi rozwój międzynarodowej turystyki. I zdecydowali się pójść śladem sąsiednich miejscowości, które już wcześniej zaczęły zarabiać na gościach z bliskich i odległych krajów.

W przygotowania do sezonu włożono wiele wysiłku. Remonty, odnawianie, inwestycje… Na gości czekały przytulne pokoje z pachnącą nowością pościelą, klimatyczne knajpki oferujące lokalne przysmaki, mnóstwo miejsc parkingowych i drogowskazy w kilku językach.

Przygotowania objęły też, rzecz jasna, marketing. Jak poinformować potencjalnych gości, że miasteczko jest tym właśnie miejscem, którego szukają? Najlepiej internetowo. Toteż zarówno władze miasteczka, jak i właściciele pensjonatów, knajpek, wypożyczalni rowerów i kajaków, słowem: wszyscy chcący zarabiać na turystyce, zainwestowali w strony internetowe i profile w mediach społecznościowych.

Efekt był niesamowity. Jedni kusili: „Śpiew ptaków i rechot żab, pachnące lasem powietrze, delikatne łaskotanie trawy i promieni słońca – oto przepis na idealny wypoczynek na łonie natury”. Inni zachwalali: „Różnorodne atrakcje, od kajakowych przepraw, przez gry miejskie, po ponadhektarowy park rozrywki to najlepszy sposób na aktywny wypoczynek”. Jeszcze inni namawiali: „ Znajdź swój raj. Miejsce, w którym odkryjesz, co znaczy być wolnym i żyć w zgodzie z naturą. Niech budzą Cię koguty, a do snu kołysze szum prastarego lasu”.

Ale co to? Mimo że sezon się zaczął, ulice miasteczka pozostają senne. Po rynku spaceruje tylko kot, którego obserwują stojący w otwartych drzwiach właściciele knajpek, sklepów i galerii. Gdzie są goście???

No cóż… Drobny wydawałoby się błąd, który popełniono w miasteczku, sprawił, że wszystkie wysiłki włożone w stworzenie celu turystycznych wyjazdów spaliły na panewce. Oto zainwestowawszy w remonty i wyposażenie oraz w pracę najlepszych copywriterów, zdecydowano się oszczędzić na usługach tłumaczeniowych.

Jedni postawili na tłumaczenia automatyczne stron internetowych, postów, reklam i ogłoszeń. Inni wszystkie teksty turystyczne, którym tyle uwagi i serca poświęcili ich autorzy, oddali w ręce najtańszych translatorów. Wiadomo: ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka…

Ale tym razem miarka się przebrała. Chcący oszczędzić nie mieli świadomości, co może się stać, jeśli ofertę noclegów przetłumaczymy automatycznie. A zdarzyło się tak, że w jednej łazience odnotowano przelotne deszcze (angielskie słowo shower oznacza zarówno prysznic, jak i właśnie przelotne deszcze), a w pewnym pensjonacie na kolację miano podawać m.in. foremki do ciasta (francuskie moule z rodzajnikiem żeńskim to właśnie taka foremka, zaś z rodzajnikiem męskim – małż).

Cóż, nieznający języka obcego nie dostrzeże, co w praktyce oznacza, że program do automatycznego przekładu tłumaczy wiernie. A może to oznaczać, że z wielu znaczeń danego słowa wybierze akurat to niewłaściwe. Albo dosłownie przetłumaczy idiomy, czyli wyrażenia właściwe tylko dla danego języka, co sprawi, że potencjalny gość przestraszy się towarzystwa przez całe wakacje stada baranów (francuskie revenons à nos moutons łłumaczone dosłownie oznacza „wróćmy do naszych baranów” ale tak naprawdę sygnalizuje powrót do głównego tematu, wątku).

Niewiele więcej szczęścia mieli ci, którzy skorzystali z taniego przekładu dokonanego przez przypadkowego tłumacza. Owszem, tłumaczenie ich strony internetowej nie zawiera błędów. Ale też straciło lekkość oryginału albo jego pazur czy żartobliwy ton – czyli to, co miało przykuć uwagę potencjalnego klienta, wyróżnić ofertę spośród dziesiątek, jeśli nie setek podobnych z tej okolicy.

A przecież wystarczyło zapytać osoby związane z działalnością turystyczną, choćby prowadzących biura podróży, by dowiedzieć się, dlaczego absolutnie nie należy oszczędzać na wysokiej jakości tłumaczenia pisemnego. I skierować się do zawodowców, doświadczonych w tłumaczeniach dla branży turystycznej.

Takich właśnie specjalistów zatrudnia biuro Lingonika. To dlatego naszymi stałymi klientami są znany portal rezerwacji miejsc noclegowych, hotele, pensjonaty, gospodarstwa agroturystyczne oraz parki rozrywki z kilku krajów. Pozyskaliśmy ich zaufanie i lojalność, oferując przekłady na i z ponad 60 języków i przestrzegając procedury weryfikacji jakości.

Każdemu z naszych klientów przydzielamy opiekuna, który czuwa nad realizacją zlecenia i dotrzymaniem terminów. Do wykonania przekładu angażujemy native speakera, dzięki czemu gwarantujemy uwzględnienie różnic kulturowych między grupą odbiorców, do których adresowany jest oryginał, i odbiorcami przekładu. Jakość tłumaczenia weryfikuje drugi translator, a szlif całości nadaje korektor.

Zapewniamy również usługi studia DTP, w którym składamy materiały naszych klientów, odwzorowujące oryginały lub przygotowane według całkiem nowych, oryginalnych projektów.

Do skorzystania z naszych usług zachęcamy biura podróży, tour-operatorów, zarządzających hotelami, gastronomią i placówkami typu muzea, galerie, parki rozrywki itd. Realizujemy zlecenia tłumaczenia wszelkich tekstów pisemnych, w tym marketingowych (także kreatywny przekład reklam).

Zapraszamy również indywidualnych klientów i grupy planujące szczególnie dalekie wyprawy. Pozwoli to Państwu oszczędzić sobie przykrych niespodzianek, które czasami mogą wymarzoną wyprawę zmienić w najgorsze chwile życia…

Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś o początkach turystyki w Polsce, zajrzyj tutaj. A jeśli interesuje Cię społeczno-gospodarcze spojrzenie na branżę turystyczną w Polsce i na świecie, polecamy tę prezentację.