O mówieniu i pisaniu: co można, co trzeba, a co nie każdemu przystoi

Po pierwsze: warto, a nawet trzeba unikać schematów. Niedawno skończyłem korektę książki, w której większość zdań, które wymyślił autor, miało właśnie taką konstrukcję: zaimek który był wszechobecny. Jeden przykład: Wyobrażał sobie, że spotyka się z gwiazdą, którą widział w teatrze, w którym był w zeszły piątek, która mu się bardzo spodobała. Czytanie takiej książki to katorga, a co dopiero jej korygowanie. Owszem, przekonstruowanie takiego zdania często nie jest łatwe. Czasami trzeba się mocno wysilić, no i mieć trochę fantazji (żeby nie powiedzieć: kreatywności, bo to słowo ostatnio okropnie nadużywane, a nic tak nie szpeci tekstu niż powielanie haseł wyświechtanych, pseudomodnych i pseudouczonych). Nie chodzi tu jednak o unikanie zaimka który za wszelką cenę. Proszę porównać przytoczone zdanie z taką jego wersją: Wyobrażał sobie, że spotyka się z gwiazdą, którą w zeszłą sobotę widział w teatrze, a która mu się szalenie spodobała. Prawda, że zupełnie inaczej? Mimo że też zawiera dwa zaimki, o których tu mowa.

Nie zamierzam się wgłębiać w teorię składni, bo budowa zdań podrzędnie złożonych to sprawa nader skomplikowana i niejedną mądrą księgę o tym napisano. Ważne jest to, żeby nie bać się powtórzeń, ale mocno na nie uważać i tak konstruować zdania, żeby te powtórzone wyrazy były jakby niewidoczne – bo nieschematyczne.

Z unikaniem powtarzania zaimka który wiąże się kolejna kwestia. I tak nam się ten temat rozgałęzia…

Kontrakt, którego jeszcze nie było – czytam tytuł w pewnej gazecie. Źle! Musi być: JAKIEGO jeszcze nie było. Zaimek który i zaimek jaki nie są równoważne! Różnią się niuansami, ale czasami w sposób bardzo istotny. Weźmy na przykład takie zdanie: Zmienia się nasz styl życia, zmienia się też język, jakim się posługujemy. Tu wszystko jest OK. A porównajmy to z innym przykładem: Język polski jest tym językiem, który odziedziczyliśmy po przodkach. I tu też jest pięknie! Czują Państwo tę różnicę między jaki a który? Jest oczywista czy zaledwie subtelna? Warto zapamiętać taki oto duet: ten, który. On podpowiada, na czym polega błąd w pierwszym zdaniu tego akapitu. Przecież to oczywiste, że TEGO konkretnego kontraktu nie mogło jeszcze być, ale podobny – owszem. Dobre są natomiast dwa kolejne zdania, ponieważ język polski to nie jest jakiś przymiot, styl, ale właśnie konkret: ten, jeden jedyny, natomiast sposób mówienia tymże językiem ewoluuje, prawdziwe jest więc stwierdzenie: zmienia się język, jakim się posługujemy (mimo że to wciąż ten sam język polski, co jest stwierdzeniem nieco ryzykownym, ale tego wątku nie będziemy tu rozwijać, może kiedy indziej).

Inny znakomity przykład, z autentycznego postu na Facebooku: Strona internetowa, KTÓRĄ zbudowaliśmy, daje wiele możliwości. Artysta sam uzupełnia dane na swój temat. A wśród nich są m.in.: imię, nazwisko, charakter twórczości, media, JAKIE wykorzystuje, i tematyka, JAKĄ porusza w swoich pracach… Wymarzona ilustracja trudnego tematu z poprzedniego akapitu: strona (która?) – ta konkretna, nasza; media (jakie?) – jakieś, nie chodzi o tytuły, nazwy stron www, lecz o ich charakter, profil; wreszcie tematyka (jaka?) – tu z definicji wiadomo, że chodzi o cechy, przymioty, więc zaimek który nie ma tu czego szukać.

I na koniec temat z ostatniej chwili:

Wygrywam tą pierwszą turę… – był łaskaw zakomunikować tuż po ogłoszeniu pierwszych powyborczych sondaży obecny pan prezydent. I wywołał tą wypowiedzią burzliwą dyskusję na Facebooku. Bo w zasadzie należałoby powiedzieć TĘ pierwszą turę. Ale czy na pewno? Zapytany o podobną kwestię prof. Grzegorz Dąbkowski z UW napisał w poradni – zgodnie z najnowszymi uzgodnieniami na najwyższych szczeblach językoznawczych: „W starannej polszczyźnie powinniśmy pisać i mówić Weź tę książkę. Tradycyjna forma  bywa jednak zastępowana formą . (…) W mowie potocznej jest to dopuszczalne, zwłaszcza w takich, jak podane w pytaniu, potocznych kontekstach: Połóż tą łyżkę. Daj tą skarpetę”.

Ba, ale czy prezydent może mówić językiem potocznym? Czy to w ogóle uchodzi głowie państwa? Oto jest pytanie, ale tego Wasz korektor nie rozstrzygnie na tutejszym blogu. Korektor postanowił odpowiedzieć na Fb iście salomonowo: „Owo nieszczęsne tą turę to naprawdę niewielki błąd (o ile w ogóle błąd), nie warto kopii kruszyć. Mówienie za wszelką cenę i w każdych okolicznościach (podkreślam: mówienie, a nie pisanie, bo to co innego) tę turę, tę książkę, tę bułkę przez bibułkę trąci hiperpoprawnością. Pisać tak trzeba, ale mówić – niekoniecznie. Obyśmy tylko takie mieli w Polsce problemy, byłoby cudownie! Wszystko byśmy sobie wyjaśnili na blogu i byłby spokój”.

Cdn.